niedziela, 2 marca 2014

Jestem w Nowym Yorku

Ha. Jutro wracam na uczelnię, a dziś tuż przed snem zabieram się za uzupełnianie dziennika. Zdaje się, że uczelnia to jedyne o czym mogę pisać, co sprawia, że pcham do przodu – choć nie tak jak powinnam. Uczelnia zmusza mnie do tego, by się ogarnąć. Lepiej ubrać, umalować, podjąć ten wysiłek i wyjść z domu. Gdy nie muszę tego robić, gdy mam wolne to w zasadzie nic poza fikcją się nie liczy. Dlaczego miałoby? Gdy skończę te swoje wypociny włączę sobie kolejny odcinek CSI New York – jestem na 16 odcinku 7 sezonu. Trochę do końca mi zostało.
     Rozłożyło mnie coś dzisiaj na łopatki. Po raz drugi w życiu zdarzyło mi się wynieść coś prawdziwie wartościowego z harlekina. Niepojęte, prawda? Za pierwszym razem bohaterka za namową mamy założyła zeszyt w którym zapisywała wszystko, co miała zrobić. Dosłownie wszystko – czy chodziło o zdobycie dyplomu czy kupienie bochenka chleba. Ważne było to, by nie zapisywać tylko tych prawdziwie ważnych rzeczy, ale i te najmniejsze – przez to człowiek nigdy się nie zniechęci. Znajdując zdobycie licencjatu pomiędzy wykonaniem telefonu do koleżanki, a kupieniem toniku do twarzy trudno będzie uważać to, za coś mega wielkiego – tylko kolejną rzecz, którą wykonam. Prosto.
     Dziś było to jedno zdanie: „Klient, który niczego nie kupił nie jest stratą czasu, ale inwestycją na przyszłość”. To tak cholernie oczywiste, ale ta myśl mnie po prostu uderzyła. Od dziś zupełnie inaczej będę na wszystko patrzeć. To takie głupie i oczywiste. Muszę to sobie wryć w swój durny czerep.

     Byłam dziś u babci – dalej leży w szpitalu. Wczoraj też byłam. Mama starała się w tym tygodniu załatwić z lekarzem trzytygodniową rehabilitację. Facet jednak powiedział, że w babci przypadku niewiele ona da. Że tu nie mówimy o trzech latach, a trzech miesiącach – nie ma zatem podstaw do przyznania takiej rehabilitacji. Babcia odchodzi a ja… ja znajduję się w NYC. Siedzę właśnie na ławce w Central Parku, na uszach mam słuchawki, obserwuję ten żywy świat i czuję powiew wiatru na twarzy. Jestem w Nowym Yorku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!