poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Łódź i porządki.



Byłam dzisiaj w Łodzi. Pojechałam z braćmi po towar. Akurat tak wyszło, że przejeżdżaliśmy obok bloku w którym mieszkałam, z daleka widziałam swoją starą uczelnię. Ale chyba jakoś o tym nie myślałam poważniej – nie wspominałam tego jako porażki. Nie, nawet przez moment nie miałam ponurych myśli. Raczej cieszyłam się, że taki ładny dzień, a ja jestem z braćmi na wyjeździe – powiedziałam do nich coś takiego, że „dzieciaki zrobiły sobie wypad”. Ale jakie z nas dzieciaki? Starszy Braciak kierował autem, ja musiałam wypłacić pieniądze z konta, młodszy brat prowadził mnie do biura. A towar pakowaliśmy do samochodu we trójkę. To był trochę zwariowany, ale dobry dzień. Po południu, gdy byłam w pracy zrobiłam porządek z tym, z czym był największy problem. Ale niestety już do porządków w pokoju nie miałam głowy. Zresztą ostatnio w pokoju to tylko siedzę w niedzielę (akurat nie wczorajszą, bo była wystawa w ….., jak w każdy ostatni weekend sierpnia), przychodzę tylko po to by trochę poszperać w sieci i zaraz iść spać. Wstaję ok. 8 i znów do 18 mnie nie ma. A dziś to wyszłam z pracy jeszcze później – bo była już chyba 19.30. Jakoś tak wciągnęło mnie to sprzątanie i układanie tych pierdów w komodzie. Lubię robić takie rzeczy – porządki, segregację. Mam na coś wpływ. Eh, kończę swoje gryzmoły, przecież nie jestem fascynującą Miley Cyrus świecącą bielizną i niedwuznacznym zachowaniem na VMA. Cóż.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!