Skoro mam jutro wstać o piątej, to powinnam pewnie iść
spać, prawda? Jednak nie, siedzę jeszcze przed laptopem i próbuję sklecić te
kilka zdań o tym dniu.
Dlaczego
ze wszystkich utworów Prusa omawiamy akurat „Placówkę”? Już wiem, dlaczego tak
niewygodnie mi się czytało tę książkę – bo pojawia się tutaj sporo wątków,
scen, wziętych jakby z mojego, naszego życia.
Zresztą nie tylko naszego, bo jakoś po prostu sceny z tej książki w
dziwny sposób są mi bliskie, znajome. O podpaleniu, nie będę już nic pisać. W
każdym razie zajęcia z pozytywizmu są naprawdę w porządku (szkoda, że my się
tak nie zachowujemy wobec wykładowczyni). A dziewczyny mi dzisiaj przypomniały
jak to bardzo nisko oceniłyśmy dr. P. w pierwszym semestrze w jakiejś tam
ankiecie. Dziś? Niebo a ziemia. Naprawdę. Może to zależy od przedmiotu, który
ona prowadzi? Nie wiem.
Nadzieja,
wiara, optymizm – bardzo mi tego brakuje, zagubiłam się, nie potrafię się
odnaleźć. Nie wiem czy to jest związane z kwietniem, czy może po prostu to
kontynuacja mojego nastawienia, które towarzyszy mi przez całe życie. Przydałby
mi się psycholog, który by mnie ocenił, powiedział mi jaka jestem i co mam w
sobie naprawić, w jaki sposób mam nad sobą pracować. Samej nie zdziałam wiele,
zawsze mogę się starać i czasem rzeczywiście tak robię. Ale tylko czasem, a to
wciąż za mało. Chyba jedyne co potrafię to marudzić i użalać się nad sobą.
Chyba. No właśnie chyba jednak nie. Mogłam biegać w Łodzi? Mogłam. Mogę teraz
ćwiczyć we własnym pokoju chociażby te 15 minut dziennie? Oczywiście, że mogę.
Sama siebie blokuję. Sama siebie ograniczam. Nic tylko kopnąć się w tyłek i
ogarnąć – w teorii brzmi prosto, szkoda tylko, że praktyka tak nie wygląda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz