wtorek, 3 grudnia 2013

...zagubiłam się, nie potrafię się odnaleźć...


Skoro mam jutro wstać o piątej, to powinnam pewnie iść spać, prawda? Jednak nie, siedzę jeszcze przed laptopem i próbuję sklecić te kilka zdań o tym dniu.
                Dlaczego ze wszystkich utworów Prusa omawiamy akurat „Placówkę”? Już wiem, dlaczego tak niewygodnie mi się czytało tę książkę – bo pojawia się tutaj sporo wątków, scen, wziętych jakby z mojego, naszego życia.  Zresztą nie tylko naszego, bo jakoś po prostu sceny z tej książki w dziwny sposób są mi bliskie, znajome. O podpaleniu, nie będę już nic pisać. W każdym razie zajęcia z pozytywizmu są naprawdę w porządku (szkoda, że my się tak nie zachowujemy wobec wykładowczyni). A dziewczyny mi dzisiaj przypomniały jak to bardzo nisko oceniłyśmy dr. P. w pierwszym semestrze w jakiejś tam ankiecie. Dziś? Niebo a ziemia. Naprawdę. Może to zależy od przedmiotu, który ona prowadzi? Nie wiem.
                Nadzieja, wiara, optymizm – bardzo mi tego brakuje, zagubiłam się, nie potrafię się odnaleźć. Nie wiem czy to jest związane z kwietniem, czy może po prostu to kontynuacja mojego nastawienia, które towarzyszy mi przez całe życie. Przydałby mi się psycholog, który by mnie ocenił, powiedział mi jaka jestem i co mam w sobie naprawić, w jaki sposób mam nad sobą pracować. Samej nie zdziałam wiele, zawsze mogę się starać i czasem rzeczywiście tak robię. Ale tylko czasem, a to wciąż za mało. Chyba jedyne co potrafię to marudzić i użalać się nad sobą. Chyba. No właśnie chyba jednak nie. Mogłam biegać w Łodzi? Mogłam. Mogę teraz ćwiczyć we własnym pokoju chociażby te 15 minut dziennie? Oczywiście, że mogę. Sama siebie blokuję. Sama siebie ograniczam. Nic tylko kopnąć się w tyłek i ogarnąć – w teorii brzmi prosto, szkoda tylko, że praktyka tak nie wygląda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!