Dopiero mija Wigilia. Jeszcze dwa dni świętowania. Trochę
głupio tak bez śniegu, ale na to nic nie poradzę. Jak spędziłam dzień?
Sprzedawałam w sklepie, elegancko tam wszystko posprzątałam. Posprzątałam także
w domu, w końcu nakryłam do stołu no i poustawiałam wszystko. Przyszli
sąsiedzi, zjedliśmy kolację. Trochę w międzyczasie walczyłam z bratem z
komputerem – mam nareszcie nowy dysk! Całe 500GB. Czym ja je zapełnię?
(oczywiście to pytanie retoryczne :D).
Wigilia
odbywała się w tym roku u nas. Przeczytałam modlitwę przed dzieleniem się
opłatkiem. Każdy z każdym złożył sobie życzenia. A gdy rozmawiałam z tatą –
heh, oboje się popłakaliśmy. Tata próbował składać mi jakieś życzenia, ale ani
jemu ani mi to nie szło. W końcu się przytuliliśmy i poszliśmy z życzeniami
dalej, heh. A gdy rozmawiałam z mamą potrafiłam być dowcipna i powiedzieć, że
życzę jej zadowolenia z reszty pociech, bo ze mnie oczywiście jest już
zadowolona :D. A nom, chwalono mnie dzisiaj, za ładnie ogarnięty sklep.
Wczoraj
może nie za wiele zrobiłam, ale sama zniosłam ze strychu i ubrałam choinkę –
mama tylko poprawiała trochę łańcuchy po mnie. Właściwie, to u nas nie było
takie tradycji, że ubieramy choinkę wszyscy razem. Zawsze robiła to mama, w tym
roku ja. Tata z chłopakami od poniedziałku w rozjazdach – tu awaria, tam awaria.
A Adam nawet był w Krakowie- na Akademii Rolniczej z panem Darkiem – naprawiali
stację paszową.
Jutro
rano mamy iść na śniadanie do babci, a popołudniu do wujka. Jakoś tak miną
szybko te Święta. W piątek trzeba będzie pozałatwiać kilka spraw, zacząć
przygotowywać się do remanentu. A potem Sylwester, kilka dni oddechu i
uczelnia, a potem zaliczenia przedmiotów i egzaminy. Potem ferie, znowu
uczelnia, Wielkanoc i nie wiadomo kiedy zleci rok od kwietnia. Rok.
Tak się
zastanawiam – cały wczorajszy i dzisiejszy dzień. Może nie byliśmy gotowi na
tak wielki sklep? Jedyne co pamiętam, to to jak się marudziło, że trzeba
sprzątać, że remanent, że zimno tam było, że klienci są fe. Pomimo tego, że
rodzice wciąż powtarzali, że z tego żyjemy, to tak naprawdę tego się nie
doceniało.
Ah,
nie wiem. Jakaś taka melancholia mnie po prostu złapała.
Desu – Kto wie czy za rogiem. – uwielbiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz