Od
chwili gdy posegregowałam folder z muzyką na gatunki, najczęstszy, który
odtwarzam to „alternative rock”, nie, nie dlatego, że alfabetycznie wypada
pierwszy. Po prostu jakoś tak wpisuje się ostatnio w mój nastrój muzyka z tego
gatunku. Ah, te inwersje, ale nie chcę mi się już poprawiać zdania.
A
poza tym wegetuję przy komputerze. Nie chce mi się czytać Sienkiewicza, ani
opracowywać notatek. Zero weny by to zrobić. Wtorkową przerwę między zajęciami
muszę wykorzystać na szperanie w
bibliotece, by na zajęciach nie zrobić z siebie idiotki. Ah, no i muszę to
konto w Millenium zlikwidować, a założyć w BGŻ.
Niedziela
minęła szybko. Do „kościółka” jak zwykle nie poszłam. Nie mam takiej potrzeby.
Ale skoro tam nie chodzę, to chociaż powinnam się ogarnąć i działać, a nie
wsiąkać przed komputerem. Tylko, że jestem zła na siebie dopiero teraz.
Wcześniej mi to nie przeszkadzało, jak zwykle.
W
każdym razie to był dobry. Jutro będzie kolejnym takim dniem.
The
Rasmus – I’m a mess.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz