***
środa, 2 kwietnia 2014, godz. 21.00
Pozwalam sobie odetchnąć. Odprężyć wszystkie mięśnie. Puszczam myśli wolno. Bo w końcu najlepiej jest przeżyć życie na spokojnie. Nie dać się stłamsić emocjom. Podejmować decyzje ze względów racjonalnych.
Za, powiedzmy, 10 lat, widzę siebie czytającą książkę na oknie swojej sypialni. Sterylnej, niebiesko-białej, wypełnionej delikatnymi dźwiękami muzyki klasycznej. Siedzę na szerokim parapecie wyścielanym miękkim materiałem przy wielkim oknie. Mogę oglądać z niego przepiękny widok. Nie wiem czy to las, pola i łąki, czy widok na miasto z dziesiątego piętra wspaniałego wieżowca. Ważne, że czuję się zrelaksowana, spokojna, usatysfakcjonowana, a może szczęśliwa? Nie wiem nic więcej. Jeszcze nie. Będę jednak pracować nad tą sytuacją. Wizualizacja, prawda? Oto chodzi. W każdej jednej chwili, gdy poczuję brak sił, zwątpienie w siebie… Będę się mogła znaleźć w swoim zakątku. Spokojna, zrelaksowana.
Doktor, która uczy nas gramatyki powiedziała, że życie to sprawdzian, wypróbowywanie systemu wartości. W jednym z najstarszych kazań – na dzień świętej Katarzyny – jest mowa o czterech rodzajach grzeszników. Najgorszym jest ten, który poddaje się rozpaczy. Nie ten, który zabił, zgwałcił, podpalił i zniszczył. Ten, który rozpacza, który pozwala sobie wątpić w Najwyższego. Chyba muszę jeszcze przetrawić tę myśl.
A propos trawienia. Idę po miętę.
Porwała mnie Maria Sadowska. A właściwie jej piosenka – „Bo kiedy nie ma miłości”. „Przejadłam myśli, wypiłam marzenia….” – cudne słowa. Idealne dla osoby, która właśnie wcina ciasteczka do mięty. „Co dalej, co dalej, co dalej”??!!
Chcę spróbować sztuki medytacji. Ciekawa jestem, jakie to uczucie.
Eh, za bardzo się rozpraszam. Muszę z tym skończyć.
***
piątek, 4 kwietnia 2014, godz. 23.00
Sfajczył mi się zasilacz od laptopa. Brat mi zamówił nowy, ale przyjdzie dopiero we wtorek. Pozostaje mi mieć nadzieję, że przyjdzie dobry - pasujący do modelu laptopa no i sprawny. Bądź, co bądź tamten mnie nie zawodził przez całe 6 lat. Teraz piszę sobie z nowego laptopa, z którego nikt nie korzysta. Fajne to cacko, to Win 8.0 można by się przyzwyczaić. Nie mam pojęcia, dlaczego ktoś ma wobec tego systemu jakieś zastrzeżenia. Jest kilka irytujących rzeczy, fakt, ale spokojnie można go zakwalifikować jako dobry system.
Dowiedziałam się wczoraj (i dzisiaj też) od A. i S., że najchętniej to wybrałyby się na praktyki do swoich miejscowych bibliotek. Spoko. Idźcie sobie. Tylko po jaką cholerę od początku przy rozmowach dotyczących praktyk obiecywałyśmy sobie, że pójdziemy w jedno miejsce, by nam było raźniej? Od początku można było sprawę postawić tak, że robimy tak, by było każdej z nas najlepiej. Wtedy to rozumiem. Sprawa postawiona jasno i nie ma problemu. Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje. Z jednej strony - fajnie, trzymamy się razem, powiedzmy, że opowiadamy sobie wszystko (ja jednak jestem najmniej wylewna), a w pewnych sytuacjach okazuje się, że jesteśmy znajomymi, nawet nie koleżankami dla siebie. Więc po co kłopotać się udawaniem? Nie lepiej postawić sprawę jasno? Tu są granice i ich nie przekraczamy - kropka, koniec tematu, FI-NI-TO. Dlatego powiedziałam dzisiaj sobie, że jeśli chodzi o praktyki wcale na nie nie patrzę. Wybiorę to miejsce w mieście, które mi najbardziej pasuje. Po świętach połażę sobie po mieście i zobaczę, co mogą mi zaoferować. Nie chcę tylko siedzieć i robić kawę dla innych. Chcę się czegoś nauczyć, zobaczyć jak wygląda taka praca. Być może to będzie moja jedyna taka okazja w życiu, więc na pewno jej nie chcę zmarnować. No nic, zobaczymy jak to będzie.
Mama z starszym-młodszym bratem u babci. Już od ponad godziny. Nie wiem co się tam dzieje teraz. Mama poszła najpierw po to by pomóc ogarnąć łóżko, które babcia całe zabrudziła. Kolejny kłopot.
Tata wciąż na montażu, nie wiem kiedy wraca.
Młodszy-młodszy brat siedzi u dziewczyny. Odebrał dzisiaj prawko, to sobie wziął samochód i sruuu, pojechał.
Młodsza siostra, jedyna jaką mam, poszła spać. Wróciła jakąś godzinę temu z tej swojej szkoły. "Uczy się" i ma wyjebane na wszystko.
Padam ze zmęczenia, nie wiem dlaczego wciąż próbuję coś jeszcze napisać. Ostatnio dużo robię, naprawdę. Przestałam się migać. No może nie, jeśli chodzi o zmywanie, ale dziś gdy mama poszła do babci, to posprzątałam. I podłogę w kuchni umyłam. I pokój odkurzyłam. I skąd ja miałam na to siłę, skoro myślałam, że usnę w busie?
Ah, praktyki! I tak dowiedziałyśmy się dziś, że muszą one się odbyć w placówce związanej koniecznie z naszą specjalizacją, zatem biblioteka odpada. Szkoła również. Pozostają gazety, portale, radio czy telewizja. Spisałam sobie adresy do kalendarza tych poważniejszych instytucji. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Żyję, rozglądam się, widzę wiosnę, choć miałam napisać, że niczego nie widzę. Wiosna jest. Kwitną drzewa - na biało, różowo, a nawet na pomarańczowo. Jestem sama. I teraz częściej myślę o tym, czego mi brakuje pod względem fizycznym, jeśli chodzi o związki, niż o potrzebach emocjonalnych. Nie wiedziałam, że o tej porze potrafię jeszcze pisać tak zawoalowane rzeczy. No nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz