sobota, 8 marca
2014, godz. 20.40
Nie wiem jak się czuję. Myślę, że to coś
pomiędzy spokojem a delikatnym pozytywnym nastawieniem. Oprócz tego jestem
zmęczona po całym dniu i zmarzłam po wieczornym spacerze jaki sobie
zafundowałam. Palce się jeszcze nie odmroziły, bo z małym trudem obsługuję
klawiaturę. Powoli, ale w końcu dojdzie się do celu. Wyszłam z domu po to, by
się nie denerwować, by niczego nie zepsuć czy nie krzyczeć. Teraz jestem
spokojna, oddycham miarowo, nawet tak trochę się uśmiecham. Muszę sobie
częściej urządzać takie spacery. Mam tylko nadzieję, że nie przypłacę tego
przeziębieniem, bo za ciepło to się nie ubrałam. Ah, jak łatwo pleść trzy po
trzy. Już nawet unikam mocniejszych słów – to na pewno na plus. Rozmaite rzeczy
mogą nas, mnie wyprowadzić z równowagi, ale po co się temu poddawać. W końcu
emocje nic zbyt dobrego nie przynoszą.
Tak sobie pogadałam z Bogiem na tym
spacerze. Dosłownie stanęłam na środku niczego – przy krańcu wujka łąki i
wgapiałam się w niebo. Kręciłam się wokół osi, bo przecież skąd mam wiedzieć,
czy Najwyższy (jakoś miałam mniejsze opory nazywać go wprost Bogiem – tam, na
łące) znajduje się na wschodzie czy zachodzie – pomijając fakt, że mam problem
z tymi kierunkami. Doszłam do wniosku, że nie potrzebuję miłości, ba, nawet nie
potrzebuję życia. Jeśli można coś sobie wybrać z tego uniwersalnego katalogu –
proszę bardzo, ja stawiam na spokojne życie i pieniądze dla mojej rodziny.
Poświęcenie, co? Tak myślę, że wygląda to trochę na romantyzm – ten klasyczny
(oksymoron, ale mam nadzieję, że ktoś będzie wiedział o co mi chodzi). Nie chcę
być jednak postacią tragiczną – no chyba, że umrę, to wtedy z definicji się
taką stanę. Jeśli jednak dane mi będzie żyć bez większych emocji, spokojnie nie
ma sprawy, przeżyję swoje życie. Potrzebuję tylko dwóch, jedynych rzeczy –
spokoju i pieniędzy. Na Najwyższego to naprawdę niedużo. Jakby jakiś milion
spadł z nieba – no to wtedy bym się uśmiechnęła. Starczyłoby na kredyty,
wyprostowanie wszystkich spraw, remont budynku no i wycieczkę dla rodzinki. Ja
nie muszę jechać. Widzisz Boże? Jak łatwo mogę zrezygnować z różnych cudów?
Wystarczy mi praca, nauka i laptop. Więcej nie potrzebuję.
Jest już prawie 22. Wypiłam szampana i
zjadłam kawałek tortu – 18 najmłodszego. A w międzyczasie oglądałam sobie
obrazy. Takie klasyczne malarstwo – realistyczne, średniowieczne,
impresjonistyczne, słuchając równocześnie muzyki klasycznej – Chopina czy
Mozarta. Taki mam nastrój.
spacery są super :) ale pogoda myląca i lepiej ubierać się ciepłej :)
OdpowiedzUsuńczasem takie rozmowy z sobą, z Bogiem, w zależności w co sie wierzy- bywają cholernie pomocne. ale wiesz...może nie warto się wszystkiego wyrzekać? można po prostu....mniej oczekiwać. ale to nie znaczy, że pewnych rzeczy trzeba się od razu wyzbyć jak dla mnie.
OdpowiedzUsuń