poniedziałek, 3 lutego 2014

niechcemisiowanie

     No, mając taki piękny wygląd bloga to wstyd byłoby nie napisać notki, prawda? Jakoś tak  tym przeze mnie własnoręcznie zrobionym (wymęczonym) szablonem inspiruję się, czy motywuję do pisania w dzienniku. Nic, tylko zapełniać te różowe stronki ;)
     Tak się rozkokosiłam, że wykonałam jeszcze dwa szablony. Jeden z nich (klik). Z drugiego tak dumna jeszcze nie jestem, ale poddałam się na dziś i nie będę go poprawiać. Jak widzicie można robić wszystko, byle się nie uczyć do sesji… Najtrudniejszą rzeczą jest znalezienie odpowiednich grafik. Ah! Ile się można namęczyć. Albo jest mnóstwo fajnych zdjęć do wykorzystania, albo nie mogę znaleźć takiego motywu o jaki mi chodzi. No ale..
     Dziś po południu przyszli sąsiedzi na ciacho – okazją były urodziny mojego taty. Tak sobie siedziałam z nimi i słuchałam tego gadania. I piłam wino. A potem zeszłam do pieska, wzięłam go na kolana i tak siedziałam z Perełką na schodach. Żadnej frajdy z tego nie miałam, bo psiak najzwyczajniej w świecie spał. Najsłodsze zwierzę na świecie. Naprawdę. Dopóki tylko nie nasika tam, gdzie nie trzeba, albo nie pogryzie tego, czego nie powinna. Po prostu słodziak i łobuz w jednym.
     Dobrze, że odeszłam od tego stołu, dzięki temu mniej zjadłam, hah. Nawet, co dziwne, jakoś mi dzisiaj wino nie smakowało. Potem to już nic nie jadłam, zresztą, kolacje jadam bardzo rzadko.
     Brat buduje stronę internetową. Robi coś, co ja „robię” od kilku lat. Mi się to nie podoba, wolałabym komuś zapłacić i wiedzieć, że będzie dobrze. Ale, lepiej się zamknę. Bo jestem beznadziejna według rodzinki w tym temacie.
     Coś odmiennego od beznadziejności. Aktywnie promuję swoje forum na portalach społecznościowych. Dziś dostałam od Admina dwa punkty reputacji z dopiskiem „Zdrowa, koleżeńska i bardzo aktywna postawa. O to chodzi. Usmiech”. „Tłumaczyłam” się im z tej aktywności w ten sposób, że nie znam się ani na php ani na htmlu, to chociaż robię to, co potrafię. Bo czy wybranie ciekawego wątku z forum, napisanie krótkiego zachęcającego wpisu i wrzucenie go z linkiem na portal wymaga ode mnie wiele? Ha! W przyszłości to mogłaby być moja praca i wcale bym nie narzekała. Zresztą chyba już jest zawód osoby, zajmującej się promocją osób/firm na portalach społecznościowych, ale zapomniałam teraz nazwy. Sam Obama szukał takiej osoby – z tym, że była ona prześwietlana do 4 pokolenia wstecz, musiała mieć nieposzlakowaną opinię, być niekarana, dobrze znać angielski, chyba nawet musiała być obywatelką USA – w każdym razie kogoś udało mu się znaleźć. Strona Obamy, niezależnie od jego popularności, funkcjonuje całkiem sprawnie.
     Ok., dość już o fb. Wpadłam na pomysł nowego opowiadania. Ah! Tego jeszcze (najpewniej) nie było. Spiszę sobie w punktach ogólny zarys – bo oczywiście, temat będzie wymagał małego reaserchu – i zabiorę się za pisanie po zaliczeniu sesji. Nie mogę się już doczekać!
     Jest niedziela, a właściwie była, gdy zaczynałam ten wpis. W kościele ostatni raz byłam… we wrześniu. Na mszy za ŚP. dziadka. Nawet w Boże Narodzenie nie poszłam do kościoła. Nie lubię tam chodzić. W Boga wierzę, ale niekoniecznie w Kościół, te dziwne dogmaty, tendencyjne interpretacje Pisma Świętego… Nie wspominając o (nie)szanownych księżach. Ich zachowanie (mówię z autopsji) to jakaś kpina. Nie wiem, czy tylko w mojej parafii siedzą takie chamy, ale to jest po prostu przegięcie. Papież Franciszek walczy z wiatrakami. To prawda, do kościoła nie chodzi się dla księdza, ale ja nie czuję nawet takiej potrzeby. Pomodlić mogę się i w domu, a nawet i tutaj tego nie robię, nie chcę – a może nie chce mi się?
     Moje niechcemisiowanie ogarnia mnie totalnie. Nawet nie chce mi się chodzić z dziewczynami po sklepach, gdy mamy przerwę na uczelni. Oszczędzam swoje ruchy, ograniczam się do podstawowych miejsc, do których muszę chodzić. Czy dlatego, że nie mam takiej potrzeby (jak z kościołem), czy może dlatego, że podświadomie wstyd mi za siebie, za to jak wyglądam, że niewygodnie mi w tej skorupie, którą sama stworzyłam, więc wolę się nikomu nie pokazywać.

     Ah, chyba skończę te swoje wywody. Praktycznie usypiam – piszę ten tekst, leżąc sobie w łóżku z laptopem na kolanach (kolejny dowód lenistwa?). Jest prawie wpół do pierwszej.

1 komentarz:

  1. nie wyobrażam sobie nie zjeść kolacji xD
    nie, tak pracować bym chyba nie mógł ale...forum brzmi ciekawie, jako dla uczestnika:)
    czyli..bunt przeciw instytucji?
    i hej, nie zakop się do końca, nie alienuj. to może być najgorsze, co sobie człowiek robi, tak mi się nieraz wydaje.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam!